Nic się nie stanie. Odpinasz - potem +, podpinasz w odwrotnej kolejności czyli +, potem -.
benha pisze: Przewody miałem konkretne bo takie ze spawarki, jeden przewód trochę grubszy jak palec. Jak masz takie marketowe przewody to przez nie i tak więcej jak 15-50A nie pójdzie bo tam izolacji jest 3 razy tyle co tej miedzi.
To nie ma nic do rzeczy: chodzi o tzw. prądy zwrotne, odbicia, przepięcia itp jak zwał tak zwał. W momencie rozruchu "z kabli" jednego pojazdu od drugiego
którego silnik pracuje pojawia się na obydwu akumulatorach ogromny amperaż którego aku nie jest w stanie przyjąć skutkiem czego po pi***ie dostają oba alternatory (sęk w tym że nie wiadomo który bardziej) i albo uwalisz elektronikę w pojeździe biorcy albo za dobre serce uwali ją sobie dawca. Tą metodą można sobie C-360 odpalić albo inne pojazdy z lat`90tych ale nie nowe, nowoczesne, naszpikowane elektroniką pojazdy bo to proszenie się o kłopoty.
Można poratować w ten sposób kogoś podładowując mu aku ale odpalić już powinien sam, o własnych siłach (albo niech spier... i se kupi nowy aku zamiast żydzić całą zimę i co poniedziałek rano "stary poratuj" ale na paczkę fajek 15zł co dzień znajdzie). Odpalić w ten sposób można bezpiecznie podkładając drugi sprawny, może być bardzo duży, akumulator na kablach do rozładowanego (tak się robi w komisach gdzie często na wózku mają połączone 2 szt 12V/180-220Ah i za ich pomocą odpalają auta) albo z urządzenia rozruchowego gdzie są urządzenia zabezpieczające przed opisanym na początku zjawiskiem.
W ostateczności, na własne ryzyko, gdzieś na drodze, jak już trzeba kogoś poratować (najczęściej kobietę za co odwdzięczy Wam się w sypialni... albo na kanapie... albo gdzie tam chcecie
) i musi zapalić z kabli, z pracującego silnika:
- podpinamy kable i dajemy im (pojazdom) z 10 min żeby działający podładował truposza (zwłaszcza diesla to i ze 20 min). Im bardziej nabijemy aku biorcy, tym łatwiej i szybciej zapali maksymalnie o własnych siłach
- stawiamy jakiegoś rozgarniętego typa przy kablach podpiętych
do biorcy z ręką na minusowej żabce
- gdy tylko silnik zaskoczy natychmiast, jak najszybciej, odpiąć kabel minusowy (dlatego wspominałem że musi to być ktoś rozgarnięty i sprawny a nie babsko w szpilach co obejdzie auto dookoła żeby zapytać "czy już ?"). Pamiętajmy że altek nie ładuje od pierwszego obrotu, ładuje dopiero po przekroczeniu jakiejś tam określonej prędkości obrotowej dlatego ważne jest aby zdjąć zacisk kabla/żabkę jak najszybciej.
Ryzyko i tak będzie ale zawsze jakoś tam zminimalizowane na ile się da.
Po części dlatego też że kiedyś była możliwość podpięcia zasilania wspomagającego jak należy czyli PLUS i MINUS bezpośrednio do śrub rozrusznika lub PLUS do rozrusznika a MINUS do masy. Dzisiaj niestety takiego dostępu już nie mamy i zostają jedynie klemy akumulatora do których jest jedynie dostęp. A podpinając do aku, zwłaszcza wydojony do zera i przy założeniu że dysponujemy jak piszesz solidnymi, dobrze zarobionymi kablami zdolnymi przekazać ogromne ilości "prądu" a nie marketowym śmieciem i tak połowa przekazywanego natężenia prądu ucieka nam w rozładowany akumulator dlatego warto podpiąć i poczekać z 10-20 min aby postawić w tym czasie aku biorcy choć trochę na nogi.